5 KSIĄŻEK, które warto przeczytać ZARAZ PRZED PORODEM

Jak tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, natychmiast rzuciłam się na przeglądanie całej dostępnej literatury (jak wiecie – nie trzeba mi wiele, żeby znaleźć pretekst do zaopatrzenia się w nowe książki). Dopiero później zorientowałam się, że są pozycje, które warto przeczytać wcześniej, oraz takie, z którymi warto poczekać do ostatniego trymestru. 

W tym wpisie dokonałam subiektywnego wyboru 5 książek, które wsparły mnie w przygotowaniu do nadejścia dziecka i do połogu (bo okazuje się, że ciąża i poród to dopiero początek Wielkiej Przygody i Prawdziwych Wyzwań).

Dla mamy i taty na dobry początek:

Ogromnie cenię Izę za jej spokój, empatię, profesjonalizm i nieustanny pęd do pogłębiania i aktualizowania wiedzy, a przede wszystkim za umiejętność dzielenia się tą wiedzą w przystępny sposób. Ta książka jest pełna kolorów, ilustracji, zdjęć, pomocnych tabelek i informacji ujętych w punktach (tak, żeby łatwiej było zapamiętać). 

Dla mnie to strzał w dziesiątkę, bo mój umysł po porodzie nie był ostry jak brzytwa, a w książce Izy bez problemu mogliśmy z mężem odnaleźć wszystkie potrzebne informacje (np. o zakupach produktów pielęgnacyjnych, ilości i kolorze kup, przechowywaniu mleka, czy – superważne! – o pierwszej pomocy). Mega podoba mi się też, że do stworzenia kilku rozdziałów Iza zaprosiła znajomych ekspertów, np. osteopatkę dziecięcą i ratowniczkę medyczną. Myślę, że to superpotrzebna pozycja, napakowana podstawową wiedzą.

Druga część fantastycznego kompendium – na czas połogu i pierwsze miesiące dziecka po tej stronie Mocy:

Dla mnie ta książka jest jak grupa wsparcia – czyta się ją lekko i sprawnie, a rady doświadczonych koleżanek (każda autorka napisała osobny, ekspercki rozdział) są często na wagę złota. Przed porodem super poczytać zwłaszcza pierwsze rozdziały dotyczące formalności, takich jak wybór pediatry i położnej środowiskowej, rejestracja w urzędzie, albo złożenie wniosku o 500+.

Bardzo pomocny w pierwszych dniach z Baby Yodą okazał się też rozdział o uspokajaniu dziecka (opatulaniu i białym szumie, z których – właśnie dzięki lekturze – postanowiłam zrezygnować). Ta książka napisana jest w taki sposób, że prezentując często różne punkty widzenia, bez dogmatów, pozwala nam samodzielnie podjąć decyzje. I za to ją najbardziej cenię.

Dla wszystkich mam, które planują karmienie piersią:

To książka, która przygotowała mnie na wyzwania wiążące się z karmieniem piersią. Bardzo prostym językiem przybliżyła takie pojęcia jak nawał pokarmu, zastój, albo skrót CDL (certyfikowana doradczyni laktacyjna). Ośmieliła mnie też do sięgnięcia po profesjonalną pomoc, kiedy karmienie piersią okazało się trudniejsze niż myślałam i sprawiła, że nie obwiniałam się o to, że nie jestem idealną matką karmiącą. Przydaje się nie tylko na początku “mlecznej drogi” ale też później, omawiając takie przypadki jak karmienie przy ząbkowaniu albo przy rozszerzaniu diety dziecka, więc na pewno jeszcze do niej wrócę.

Dla kobiet, które nie wiedzą czego się spodziewać zaraz po porodzie (spoiler: instagram kłamie)

Brak mi słów, żeby opisać JAK BARDZO jestem wdzięczna za tę książkę. Wpadła mi w ręce w samą porę, czyli jakieś 3 miesiące przed porodem i pomogła mi nie tylko naprawdę gruntownie przygotować się psychicznie do tego co mnie czeka w połogu, ale też odrobić ważne zadania, takie jak na przykład: przemyślenie tego skąd będę brała jedzenie, kiedy nie będę miała siły gotować, albo gdzie będę sięgać po wsparcie kiedy będę czuła, że opadam z sił lub brak mi kompetencji w opiece nad dzieckiem, albo też kiedy nie radzę sobie z nowymi emocjami uderzającymi z siłą tajfunu. 

Myślę, że lektura uchroniła mnie przed połogowym szokiem i pomogła przyjąć mi pierwsze tygodnie po porodzie z radością i spokojem. W moim poczuciu MUST READ, szczególnie dla kobiet, które rodzą po raz pierwszy.

Dla oszczędnych:

Jak wszyscy świeżo upieczeni rodzice popełniliśmy kilka poważnych potknięć zakupowych, jednak śmiem twierdzić, że ta książka zdołała utrzymać nas w ryzach i uchronić przed wydaniem przysłowiowej całej pensji na niepotrzebne gadżety. Autorka prezentuje oczywiście dość skrajne podejście – ewidentnie świetnie sobie radzi bez wielorazowych pieluch, przewijaka, wanienki i tony zabawek. 

Ale nawet jeśli nie masz zamiaru witać dziecka na świecie w duchu skrajnego minimalizmu, to ta pozycja, potraktowana z przymrużeniem oka, pomoże w zdrowy sposób zredukować zakupowy szał i nadać mu rozsądne ramy.

POWIĄZANE ARTYKUŁY

Facebook
Twitter
LinkedIn
Email