Jest taka rzecz, co do której neuronauka, taoizm, stoicyzm i buddyzm są zgodne: przyjemność to nie to samo, co szczęście.
W Buddyzmie mówi się wprost, że tym, co przysparza nam cierpienia jest ciągłe poszukiwanie przyjemności.
Przyjemność to głównie dopamina, o której mówi się, że to „neuroprzekaźnik, który zawsze chce więcej” (z tego powodu dopamina jest też ściśle spleciona z uzależnieniami).
Z neurobiologicznego punktu widzenia poszukiwanie przyjemności nie kończy się nigdy długotrwałym uczuciem szczęścia, a jedynie zwiększeniem cierpienia i bólu, odczuwanych w (wydłużającym się dotkliwie) okresie braku przyjemności.
Tutaj bardzo pasuje mi fragment znanego hadisu, w którym Mahomet mówi:
„Gdyby syn Adama (człowiek) otrzymał dolinę pełną bogactw, bardzo chciałby mieć drugą; a gdyby otrzymał drugą, chciałby mieć trzecią, ponieważ nic nie nasyca brzucha syna Adama” (Sahih al-Buchari – tom 8: księga 76)
Skoro z neurobiologicznego punktu widzenia poszukiwanie przyjemności nie kończy się przyjemnością, ale zwiększeniem cierpienia i bólu odczuwanych podczas braku przyjemności, to co możemy z tym zrobić? Jest na to kilka sposobów.
1. Przyjrzyj się temu, co rozumiesz pod pojęciem szczęście.
W naszej kulturze szczęście jest postrzegane jak w krzywym zwierciadle – jako przeżycie instant, związane z zaspokojeniem naszych pragnień (które – jak już wiemy – nigdy się nie kończą), zdobyciem sławy, pieniędzy i pozycji społecznej, poczuciem życiowej wygranej, doświadczaniem niekończącej się przyjemności (co – jak już wiemy – jest w realnym świecie niemożliwe).
Być może dlatego coraz częściej tak rozumiane „szczęście” zastępuje się przez słowo „zadowolenie”. Zadowolenie to długotrwałe uczucie, któremu towarzyszy spokój i wdzięczność. Jest trwalsze, chociaż mniej ekstatyczne. Zdaje się też mieć… mniej wyśrubowane standardy (bo skupia się na tym, co jest, a nie co mogłoby być).
Jeśli masz ochotę przyjrzeć się swoim wartościom i wprowadzić do swojego życia element uważności, koniecznie zrób krótkie ćwiczenie z tego artykułu.
2. Unikaj darmowych nagród
Jednym z powodów, dla których social media są tak uzależniające jest fakt, że dostarczają nam darmowych wzmocnień. Wystarczy, że sięgniesz po telefon, a zalewa Cię fala nowych informacji (dla mózgu to nagroda), wiadomości i maili (kolejna nagroda), lajków (znowu – nagroda), a także kolorowych, migających obrazów (nagroda). Wg neuropsychologii taka „darmowa” dopamina jest dla nas niezwykle zgubna.
Po pierwsze bardzo szybko uzależniamy się od urządzeń z internetem. A po drugie – mówiąc kolokwialnie mózg „wysyca się” dopaminą tak, że za każdym razem trudniej nam poczuć przyjemność w wyniku nagrody o takiej samej sile i aby znowu poczuć przyjemność potrzebujemy coraz większych i mocniejszych nagród. To bardzo krótka droga do towarzyszącego nam stale poczucia anhedonii (czyli obniżonego nastroju).
3. Naucz się robić to, co trudniejsze, a nawet nieprzyjemne (w służbie zadowolenia)
W odcinku Huberman Lab Podcast, poświęconemu dopaminie, Andrew Huberman zwraca uwagę na to, że tym, co ponownie uwrażliwia nas na dopaminę jest wybieranie wyłącznie takiej aktywności, w której musimy zapracować na nagrodę.
Najprostszym przykładem jest euforia, którą odczuwamy za każdym razem po skończonym treningu/aktywności fizycznej.
4. Ćwicz opóźnioną gratyfikację
To oczywiste, że lubimy otrzymywać natychmiastowe wyniki i nagrody. Lubimy, gdy pochwały i wypłaty pojawiają się na naszych kontach bankowych tak szybko, jak to możliwe. Opóźniona gratyfikacja odnosi się natomiast do posiadania zdolności czekania na coś przyjemnego, a nawet włożenia w to więcej pracy lub bólu, aby w końcu uzyskać większą nagrodę.
W nawiązaniu do zaleceń wymienionych powyżej w pkt. 2 & 3: osoby gotowe czekać na nagrodę, są bardziej zadowolone po jej otrzymaniu, niż osoby oczekujące natychmiastowej gratyfikacji (czyli przyjemności).
5. Obniż oczekiwania i odzyskaj kontakt z bazą.
Jeśli starasz się być szczęśliwa_y przez cały czas – mierzysz zbyt wysoko i po prostu nierealnie. Czy w ogóle możliwe jest pozostawanie w euforycznym stanie szczęścia przez cały czas? Odpowiedź jest krótka i brzmi: nie.
W realnym życiu to wysiłek, zmaganie się i wyzwania sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. A ból straty i porażki pomagają nam docenić szczęśliwe chwile. Kiedy ludzie obniżają swoje oczekiwania do bardziej rozsądnego poziomu (czyli tego nie-z-reklam) są bardziej zadowoleni. Tutaj bardzo pomocna okazuje się często suficka praktyka dostrzegania dobrego w złym i złego w dobrym, opisana przez Macieja Wieloboba w tym artykule na jego blogu.
6. Przyjrzyj się swojemu podejściu do rywalizacji
To proste: nie możemy WSZYSCY być winnerami, nie możemy wszyscy być zawsze najlepsi.
Niektóre osoby uczą się myśleć o życiu jako o rywalizacji: muszą mieć największe dochody, najlepszą pozycję, najmodniejsze samochody i najbardziej luksusowe wakacje. Ci ludzie doświadczają szczęścia, wyłącznie gdy wygrywają, ale kiedy przegrywają, może to być dla nich niemal katastrofalne.
Alternatywnie: ci, którzy po prostu pielęgnują zadowolenie z tego, co mają, odnajdują uczucia wdzięczności i spokoju – których całkowicie brakuje w światach tych, którzy mają obsesję na punkcie sukcesu. Wygląda na to, że na pewnym poziomie dochodów zadowolenie to po prostu brak chciwości i materializmu.
Co będzie jeśli poczujesz się wystarczająco dobra_y i rozgościsz się w swojej strefie komfortu?
7. Pielęgnuj wdzięczność
To naturalnie przedłużenie poprzedniego punktu – jako odtrutkę od kultury konsumpcji i pogoni za przyjemnością instant – praktykuj Kapitalizację Pozytywnych Emocji (jak w psychologii profesjonalnie nazywa się praktykę wdzięczności). Ucz się dostrzegać, wyolbrzymiać, rozpamiętywać to, co masz. Być może pomoże Ci w tym 1-stronnicowy darmowy kwestionariusz Poranne Ładowanie, który znajdziesz tutaj.