Pewnego dnia u mistrza Zen zjawił się bogaty samuraj. Mistrz, starym chińskim zwyczajem, zaparzył herbatę i nalał gościowi do filiżanki, a następnie usiadł naprzeciw i zapytał: Co Cię do mnie sprowadza?
– Mistrzu, chcę otrzymać od Ciebie wiedzę jak wzbogacić się duchowo. Chcę nauczyć się jak być lepszym człowiekiem.
Mistrz wziął do ręki czajnik i zaczął dolewać herbaty do pełnej już filiżanki samuraja. Napój przelał się poza brzegi naczynia i rozlał po całym stole, a potem ściekł na podłogę.
Ta prosta przypowieść w wymowny sposób ilustruje na czym polega mądrość w pracy z sobą: nie możemy nauczyć się niczego nowego, jeśli nie opróżnimy naczynia.
Do powiedzenia „Z pustego i Salomon nie naleje” moglibyśmy śmiało dodać: do pełnego też nie.
W pierwszych etapach pracy z ciałem kluczowe jest nie uczenie się nowych rzeczy – jak nakładanie kolejnych, świeżych warstw ubrania, na stare, brudne i dziurawe, ale pozbycie się wszystkiego, czego nie chcemy i nie potrzebujemy, wszystkiego, co nas ogranicza i blokuje.
W tym miejscu dochodzimy do niezwykle ważnej kwestii, jaką jest pamięć ciała.
Podejście psychosomatyczne (w ten nurt wpisuje się m. in. joga, osteopatia, niektóre odmiany psychoterapii jak EMDR, czy tradycyjna medycyna chińska) zakłada istnienie ścisłych zależności między kondycją ciała, emocjami, naszą pamięcią i historią naszego życia.
Praktycy pracujący psychosomatycznie zauważyli, że niektóre niewygodne dla nas i dlatego niewyrażone (a nawet często nieuświadomione) stres, uczucia i emocje kumulują się w ciele w postaci napięć, odczuwalnych głównie w powięziach, czyli błonach tkanki łącznej okrywających tkanki, mięśnie i narządy ciała.
W przyrodzie zagrożone zwierzę zamraża w ciele strach, aby uciec i ocalić życie. Jeśli uda mu się przeżyć, znajduje bezpieczne miejsce i trzęsie się, aby uwolnić, wyrazić to, od czego odcięło się na czas ucieczki. Ludzie od najmłodszych lat uczą się reagować „prawidłowo” – w zgodzie ze społecznymi normami zachowań, uczą się wstydzić swoich emocji, oceniać je i tłumić. Zamykane w ciele uczucia nie znikają jednak bez śladu. Tkwią one w naszych tkankach w postaci zastojów i napięć, od których bardzo często odcinamy świadomość: przyzwyczajamy się do dyskomfortu, tak jak do ciężkich kieszeni lub plecaka niesionego przez dłuższy czas. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, ile wysiłku na co dzień wkładamy w utrzymanie tych starych, niewyrażonych emocji w ryzach i jak spięci jesteśmy.
Emocje to energia. Jeśli nie potrafimy jej używać, to obraca się ona przeciwko nam. Przekierowujemy ją do wewnątrz i wtedy przyjmuje ona postać wewnętrznych wrogów: napięć, chorób, “przypadkowych” urazów, lub na zewnątrz, gdzie znajduje ujście jako sarkazm, wybuchy złości, złośliwość, narzekanie…
Tym czasem zamiast obawiać się jej, możemy przekuć ją w nasz zasób: uczynić z emocji naszą moc.
Odpowiednia praca na poziomie ciała umożliwia uwolnienie powstałych w ciągu życia zastojów w ciele.
Trzeba przygotować się na to, że w pracy z ciałem wcześniej, czy później trafimy na mało komfortowy etap, w którym staniemy z sobą „nadzy w prawdzie” jak Adam i Ewa w Księdze Rodzaju. W parze z bólem istnienia idzie jednak trzeźwość osądu, a największym zadaniem na drodze do odzyskania własnego ciała i poczucia mocy jest nauczyć się na nowo wyrażać emocje. Pogłębiając świadomość, w tym świadomość ciała, uwalniamy się od schematycznego, niezdrowego dla nas i otoczenia reagowania, zyskując w zamian poczucie sprawczości, mocy, odpowiedzialności i decyzyjności w życiu. Tak rodzi się w nas prawdziwy ninja.